ATAK NA RODZINĘ. Skandaliczna akcja plakatowa w Niemczech! Uderza w rodzinę. "Kraj bez dzieci nie ma przyszłości. Polska i Węgry już to zrozumiały". W Niemczech pojawiły się plakaty, na których widać matkę z dwojgiem dzieci, a obok podpis: „Przyszłość czy zabójca klimatu? Jak tykamy. Miażdżąca klęska pod Stalingradem dała Niemcom do myślenia. Polaków, którzy dotąd byli gnębieni, eksterminowani i zmuszani do niewolniczej pracy zaczęto zawzięcie przekonywać do współpracy z okupantem. Zwłaszcza zaś do wsparcia walk z nadciągającą ofensywą Armii Czerwonej. O rozmachu całego przedsięwzięcia dobitnie świadczy fakt, że Niemcy wydrukowali około 23 milionów różnego rodzaju materiałów propagandowych skierowanych do Polaków z Generalnego Gubernatorstwa. Wśród nich nie mogło rzecz jasna zabraknąć plakatów. Oto kilkanaście szczególnie ciekawych przykładów pracy nazistowskich propagandystów pochodzących z 1944 roku. „Katyń – przestroga Europy” Odnalezienie wiosną 1943 roku w Katyniu masowych grobów zamordowanych przez siepaczy z NKWD polskich oficerów zostało od razu podchwycone przez niemiecką propagandę. Tysiące plakatów, jak ten powyższy, zawisły na ulicach miast Generalnego Gubernatorstwa. Rzecz jasna na afiszu nie mogło zabraknąć antysemickich insynuacji. Aluzje (zwykle o wiele mniej subtelne!) jakoby to właśnie Żydzi mieli stać za niemal wszystkimi zbrodniami komunistów były powszechnie wykorzystywane w nazistowskim przekazie. „Kultura europejska albo Bolszewizm” Mimo że Niemcy w trakcie okupacji zamordowali około 20% polskich księży, to chętnie straszyli antyklerykalizmem komunistów. Kontrast obu scen chyba jednak niewiele osób przekonywał o tym, że miały szczęście znaleźć się akurat pod hitlerowskim butem. Nie bez powodu Józef Szczepański pisał: „Czekamy ciebie, czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci” Przeczytaj też: 175 tysięcy Polaków u boku Wehrmachtu? Taki plan mieli Niemcy w 1944 roku „Antychryst – bolszewik” „Antychryst – bolszewik”. Kolejny przykład wykorzystania strachu mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa, przed tym, jak komuniści potraktują symbole religijne. „Zgłaszaj policji bolszewickich podpalaczy” Doskonały przykład hipokryzji okupanta. Mimo że Niemcy w czasie wojny puścili z dymem łącznie setki polskich wsi i miast, to tutaj ostrzegają przed bolszewickimi (zombie?) podpalaczami. Ciekawe, jak reagowali na tego typu hasła ci, którym naziści spalili domy? „Bandy bolszewickie zagrażają Tobie i Twemu mieniu” I kolejny plakat o bardzo podobnym wydźwięku. Tym razem jednak komunistyczny dywersant podpala kościół. W tle zaś unosi się duch „żydokomuny”. Istna kumulacja. „Czyżby znowu na Sybir?” Trudno opisać słowami koszmar, jaki przeżyli Polacy wywiezieni przez Sowietów na Syberię w 1940 i 1941 roku. Niemcy z pełną premedytacją wykorzystywali strach jaki budziło słowo Sybir. Oczywiście nie przypominali przy tym, że sami wywieźli miliony Polaków do Rzeszy, by jako przymusowi pracownicy tyrali w nieludzkich warunkach na potrzeby niemieckiego przemysłu i rolnictwa. Tytuł niepotrzebny? Wymowa tego plakatu jest tak oczywista, że uznano chyba, iż nie ma co się nawet silić na hasła propagandowe. „Brońcie się wszystkimi siłami przed bolszewizmem!” Strach przed gwałtami ze strony żołnierzy Armii Czerwonej był jak najbardziej uzasadniony. W pochodzie na Berlin krasnoarmiejcy brutalnie wykorzystali miliony kobiet różnej narodowości. Na plakacie jednak nie mogło obyć się bez antysemickich akcentów. „Niebezpieczeństwo grożące ze stepów” Tutaj autor straszy żołnierzami z azjatyckich części Związku Radzieckiego. Sami Niemcy jednakże z chęcią korzystali z pomocy setek tysięcy członków Legionów Wschodnich walczących u boku Wehrmachtu. Nie mieli też najmniejszej litości dla dzieci, mordując je w bestialski sposób. „Bolszewizm grozi! Stawaj do pracy!” Bardzo zbliżona stylistyka, jak na wcześniejszym plakacie, ale tym razem z wezwaniem do pracy na rzecz „tysiącletniej” Rzeszy. Przeczytaj też: „Z impetem uderzył głową dziecka o ścianę”. Taki los Niemcy zgotowali najmłodszymKonferencja Jeżeli dobrze się przyjrzeć to można zauważyć, że zdekapitowany przedstawiciel Polski ma założony mundur marszałka. A Józef Stalin to olbrzym z pięściami jak bochny chleba, chociaż tak naprawdę był niewielkiego wzrostu. „Polska nie chce mego objęcia” Stalin jako pająk, na dodatek z zębami jak wampir. No i jeszcze te odnóża z dłońmi. Muszę przyznać, że budzi niepokój. „Potrójny Stalin” Jeden Stalin na plakacie to za mało. Najlepiej umieścić na nim od razu trzech. I ten naród w wymownym cudzysłowie. Wolność bolszewicka A na koniec plakat z okresu wojny polsko-bolszewickiej, który… Niemcy przedrukowali w 1944 roku. Jak widać nikomu nie przeszkadzało, że Lew Trocki kilka lat wcześniej został zamordowany na rozkaz Stalina. Zobacz też polskie plakaty propagandowe z 1939 roku. Przedstawiamy garść ciekawostek na temat Niemiec: 1. W 1916 roku Niemcy jako pierwsi wprowadzili czas letni. 2. Pierwsza drukowana książka została wydana właśnie w Niemczech. 3. W niemieckich szkoła oceny stosuje się odwrotnie niż w Polsce – najniższa ocena to 6, a najlepsza to 1. 4. Niemcy to raj dla kierowców.

Czynili to nie tylko na arenie międzynarodowej, lecz także na okupowanych ziemiach polskich. Sprawa katyńska przybrała na łamach polskojęzycznej prasy gadzinowej rozmiary niespotykanej wcześniej akcji propagandowej, popartej w większości rzeczywistymi dowodami pochodzącymi z miejsca zbrodni. Wskazanie sprawstwa Sowietów Aby móc propagandowo wykorzystać sprawę Katynia, należało przede wszystkim jednoznacznie ustalić datę zbrodni. To właśnie data – wiosna 1940 roku – wskazywałaby na sowieckie sprawstwo mordu, bo dopiero jesienią 1941 roku Katyń znalazł się pod okupacją niemiecką. Już w pierwszych doniesieniach prasa gadzinowa wspominała więc o trzyletnim lesie, który porastał groby katyńskie. Nie było to jednak zbyt precyzyjne określenie. Jedna ze szwedzkich gazet ogłosiła, że drzewa można sadzić, gdy mają dwa lata, co nie wykluczałoby popełnienia zbrodni w kwietniu 1942 roku. Dokładniejszą informację podano później, przywołując zawartą w sprawozdaniu Międzynarodowej Komisji Lekarskiej relację eksperta ds. leśnictwa, von Herffa, który mówił o pięcioletnich drzewach zasadzonych trzy lata wcześniej. Niemcom zależało na propagandowym sukcesie wśród Polaków. Podkreślano więc, że pierwsi o Katyniu dowiedzieli się robotnicy polscy z Organizacji Todta, którzy przybyli w te rejony wraz z jednym z niemieckich oddziałów. Ostatecznie data mordu została określona na marzec – kwiecień 1940 roku na podstawie relacji świadków. Kolejarze widzieli, jak do Smoleńska (tak podawała prasa; zapewne chodziło o Gniezdowo) niemal codziennie przybywały pociągi, z których pod silną strażą NKWD wysadzano polskich oficerów, a następnie wywożono ich wieczorem w nieznanym kierunku. Okoliczni chłopi widzieli ciężarówki z polskimi oficerami, zmierzające w nocy do lasku katyńskiego, ogrodzonego drutem kolczastym i strzeżonego przez NKWD. Stamtąd było słychać wielokrotnie strzały rewolwerowe. Zeznania świadków znajdowały potwierdzenie w materiałach znalezionych przy zwłokach, sowieckich gazetach, z których najpóźniej datowana pochodziła z 22 kwietnia 1940 roku, oraz pamiętnikach, . notatniku mjr. Adama Solskiego, w którym pod datą 9 kwietnia 1940 roku opisał swoje ostatnie godziny przed egzekucją. Na wiosnę 1940 roku jako termin śmierci wskazywał także ogólny stan zwłok – w mózgach zaszły bowiem procesy świadczące o co najmniej trzyletnim przebywaniu w ziemi. Potwierdzały to także dowody pośrednie, np. zimowa odzież ofiar oraz brak śladów użądleń owadów. Mówiono także o ustaniu wszelkich kontaktów z jeńcami w omawianym okresie oraz bezskutecznym ich poszukiwaniu przez rząd emigracyjny. O winie Sowietów miały także świadczyć poszlaki odwołujące się do kojarzenia faktów, część oficerów była bowiem przed śmiercią krępowana w taki sam sposób, jak odnalezieni również w Katyniu Rosjanie zamordowani i pochowani tam wcześniej. Prasa gadzinowa od początku zakładała, że w grobach katyńskich znajduje się 10–12 tys. jeńców, będących wcześniej w sowieckiej niewoli. Wyliczono to na podstawie danych rządu gen. Sikorskiego, który podawał, że w ZSRS odnaleziono tylko 3843 polskich oficerów. Listę ich nazwisk przekazał Stalinowi gen. Sikorski w czasie spotkania 3 grudnia 1941 roku. W prasie gadzinowej podano dosyć dokładną liczbę jeńców przebywających wcześniej w Kozielsku – 4500, Starobielsku – 4520 i w Ostaszkowie – 6570 (w tym 380 oficerów). Liczby te zostały przytoczone za deklaracją gen. Mariana Kukiela, który oświadczył, że polski rząd na emigracji nie mógł odnaleźć ok. 8300 oficerów, co mniej więcej odpowiadało liczbie więzionych w tych trzech obozach. Na poparcie założonej przez Niemców sumy ofiar w dziennikach wychodzących w Generalnym Gubernatorstwie publikowano niemal codziennie listy nazwisk oficerów, których tożsamość zdołano ustalić, mimo jednak intensywnych prac i zabiegów nigdy nie wydobyto nawet najniżej zakładanej liczby ciał, tj. 10 tys. Tym samym liczba pomordowanych nie została zamknięta i nie wycofano się z wcześniejszych szacunków, a ustalenia liczby zwłok odłożono na bliżej nieokreśloną przyszłość. Niemiecki plakat propagandowy, 1943 Niemiecki plakat propagandowy, 1943 Niemiecki plakat propagandowy, 1943 Delegacje polskie i Komisja Techniczna PCK Od samego początku strona niemiecka, aby uwiarygodnić swoje doniesienia, starała się nakłonić Polaków do przeprowadzenia samodzielnej akcji ekshumacyjnej w Katyniu. Już w wiadomościach z 1 kwietnia 1943 roku podano informację o delegacji polskiej, w której skład wchodzili literaci Ferdynand Goetel i Emil Skiwski. Delegacją kierował Wilhelm Ohlenbusch, szef urzędu propagandy Generalnego Gubernatorstwa, a jej uczestnicy przebywali na miejscu zbrodni 10 i 11 kwietnia. W prasie gadzinowej wizycie tej poświęcono wiele uwagi, podkreślając ogromne wrażenie, jakie na Polakach wywarły masowe groby. „Wśród pomordowanych członkowie delegacji znajdują niejednego ze swych znajomych” – pisano i dodawano, że przeraża ich skala popełnionej zbrodni. Zamieszczano relacje i wywiady z członkami komisji. Jeden z uczestników delegacji, Władysław Kawecki, był specjalnym wysłannikiem agencji prasowej „Telepress”. Stwierdził on w jednej z pierwszych relacji, że delegacja miała możność uczestniczenia w sekcji i rozpoznaniu zwłok wydobywanych z grobów katyńskich, oraz że potwierdza wcześniejsze doniesienia Niemców, dotyczące szczegółów mordu. Kawecki pisał też o „niezwykłej uprzejmości wojskowych władz niemieckich w Smoleńsku”, które miały zaoferować wszelką pomoc mającemu powstać polskiemu komitetowi, który w przyszłości miał się zająć sprawami ekshumacyjnymi i godnym pochówkiem. Ponadto w wywiadzie udzielonym agencji „Telepress” Kawecki powiedział, że każdy z członków delegacji mógł uczestniczyć w ekshumacji dowolnie wybranych zwłok, a także swobodnie rozmawiać ze świadkami. Mówił też, że jeden z asystujących delegacji kapitanów armii niemieckiej, artysta rzeźbiarz, zaproponował bezinteresowne wykonanie projektu pomnika, który miałby stanąć w centralnym miejscu przyszłego cmentarza w Katyniu. Ponadto wspomniał o krótkim przemówieniu Ferdynanda Goetla nad grobami i uczczeniu pomordowanych minutą ciszy. Natomiast Emil Skiwski, udzieliwszy wywiadu, zdobył się na szerszy komentarz polityczny, w którym przestrzegł przed bolszewizmem i jego zapędami internacjonalistycznymi. Przekonywał też, że wrażenia z ekshumacji wykluczają wszelką demagogię w mówieniu o zbrodni. Wizyta delegacji polskiej spełniła więc swoje zadanie: potwierdziła wiarygodność doniesień Niemców przez rzeczowe sprawdzenie dowodów i przychylne wypowiedzi na temat intencji okupanta. Niemcy czynili także starania, aby odtworzyć losy pomordowanych oficerów polskich. Ich drogę do dołów śmierci starano się zrekonstruować na podstawie dokumentów znalezionych przy ofiarach – a więc pamiętników i listów – oraz zeznań świadków. W wyniku starań dotyczących stworzenia polskiego komitetu do prac ekshumacyjnych 14 kwietnia 1943 roku wyjechała do Katynia druga polska delegacja, złożona z działaczy Polskiego Czerwonego Krzyża z sekretarzem generalnym Kazimierzem Skarżyńskim na czele. Mieli się zapoznać ze stanem badań oraz stwierdzić, czy ofiary są naprawdę polskimi oficerami. Jak donosili korespondenci „Telepressu”, Komisja Techniczna (tak ją nazwano) PCK wzięła udział w Smoleńsku we mszy w intencji pomordowanych, następnie udała się na miejsce zbrodni, aby przyjrzeć się pracom ekshumacyjnym, przesłuchała także rosyjskich świadków. W kolejnych dniach prasa gadzinowa pisała o trudnościach w identyfikacji niektórych ofiar. Po powrocie ze Smoleńska, 19 kwietnia 1943 roku, sekretarz Skarżyński przedstawił Zarządowi Głównemu PCK sprawozdanie o wynikach prac. Przyznał, że ofiary to polscy oficerowie zamordowani strzałem w kark wiosną 1940 roku, potwierdził też chęć współpracy ze strony Niemiec. 23 kwietnia 1943 roku Komisja Techniczna PCK zwróciła się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie z informacją w sprawie katyńskiej. Podano w niej wyniki polskiego dochodzenia tożsame z wcześniejszymi informacjami Skarżyńskiego. Informacja Komisji Technicznej była wynikiem kompromisu ze stroną niemiecką, która naciskała na PCK, aby wystąpił do MCK z prośbą o przysłanie do Katynia komisji lekarskiej. Zarząd Główny PCK stwierdził jednak, że nie jest uprawniony do stawiania takich wniosków, gdyż leży to w gestii rządów państw, ograniczył się więc tylko do sprawozdania. Nie trzeba dodawać ani tego, że ten dokument był bardzo na rękę autorom niemieckiej kampanii propagandowej, ani tego, z jaką dokładnością przytoczyła go prasa gadzinowa. W tej sytuacji władze GG zgodziły się na powołanie wspólnej komisji PCK i Rady Głównej Opiekuńczej, której ustalenia miały być podawane bezpośrednio opinii publicznej. W końcu maja komisja ta liczyła dziewięć osób, mieli oni do pomocy ok. dwudziestu robotników, dziennie badali średnio 120 zwłok, a następnie chowali je w nowych zbiorowych grobach. „Goniec Krakowski” opublikował 30 maja 1943 roku wywiad z dr. Marianem Wodzińskim, który przedstawił wyniki prac komisji. Mówił o 3200 wydobytych zwłokach i o tym, że strzały zostały oddane z broni kal. 7,65 mm. W niektórych przypadkach strzelano z bliska, na co wskazywało osmalenie czaszki, stwierdzono też sporadycznie podwójny postrzał. Tymczasem Wodziński we własnych wspomnieniach dotyczących pobytu w Katyniu podaje, że nie udzielał żadnego wywiadu, a redaktor Kawecki sfingował go – ponoć pod naciskiem Niemców – na podstawie sporządzonych odpisów z notatek Wodzińskiego. Wywiad ten po wojnie przysporzył Wodzińskiemu wielu kłopotów: podejrzewano go o kolaborację z Niemcami, wobec czego musiał się ukrywać, a w końcu wyjechać za granicę. Szczególnie zaszkodziło mu włożone w jego usta stwierdzenie, że współpraca z prof. Gerhardem Buhtzem, kierownikiem prac ekshumacyjnych ze strony niemieckiej, układa się bardzo dobrze. Po zawieszeniu prac ekshumacyjnych na początku czerwca 1943 roku wróciła do kraju Komisja Techniczna PCK, przywożąc ze sobą wszystkie znalezione dokumenty. Międzynarodowa Komisja Lekarska i wizyty przedstawicieli „krajów trzecich” Po bezskutecznym staraniu się o przyjazd do Katynia komisji MCK, aby podnieść rangę ustaleń i przedstawić je całemu światu, do Katynia zaproszono grupę profesorów z dwunastu krajów sprzymierzonych z Niemcami bądź przez nich okupowanych oraz z neutralnej Szwajcarii. Byli to rzeczoznawcy, głównie profesorzy medycyny sądowej, którzy przebywali w Katyniu od 28 do 30 kwietnia 1943 roku. Protokół, który zgodnie podpisali, potwierdzał wszelkie wcześniejsze ustalenia Niemców i Polaków co do winy Sowietów. Również i ta komisja mogła bez przeszkód badać wszystkie wydobyte do tej pory zwłoki, obejrzeć dokumenty oraz przesłuchać świadków. Eksperci dokonali obdukcji dziewięciorga zwłok, wykluczyli też wszelkiego rodzaju fałszerstwo ze strony III Rzeszy. Protokół stwierdzał, że oficerowie ubrani są w mundury, w których zostali zamordowani, i do wiosny 1943 roku nikt nie naruszył tych grobów. W umieszczonym w prasie gadzinowej komentarzu wprowadzającym w treść protokołu znalazło się następujące sformułowanie: „Wynik tych badań z pełną ścisłością i rzeczowością naukową potwierdza w całej rozciągłości haniebną zbrodnię katów żydo-komunistycznych”. Zdanie to miało wzmocnić propagandowy atut, jakim niewątpliwie dla Niemców była treść tego raportu. Relacje z miejsca mordu były podawane bardzo sprawnie, często szybciej niż w prasie konspiracyjnej, która po raz pierwszy zachowała w tak ważnej sprawie milczenie. Dodatkowo Niemcy organizowali wyjazdy na groby katyńskie wielu delegacji skupiających różne grupy społeczne, polskich jeńców – oficerów z terenu III Rzeszy. Jak sami później relacjonowali, nie dali się użyć do propagandy radiowo-prasowej, zgodzili się tylko na podanie wiadomości innym jeńcom. Wizyty w lesie katyńskim osób pochodzących z państw neutralnych miały dla niemieckiej akcji propagandowej bardzo duże znaczenie, uwiarygodniały bowiem jej przekaz. Informowano więc o tym, że w Wielkim Tygodniu 1943 roku miejsce zbrodni odwiedzili przedstawiciele świata artystycznego, którym pozwolono wziąć udział w pracach ekshumacyjnych. W skład tej delegacji wchodził, oprócz przedstawicieli Włoch, Holandii, Belgii, Finlandii i Protektoratu Czech i Moraw, także poeta z Hiszpanii, który wygłosił przemówienie potępiające zbrodnię bolszewicką. O tym, kto ma odwiedzać groby, zdecydowali – jeszcze na długo przed ujawnieniem odkrycia – minister propagandy Rzeszy Joseph Goebbels i Adolf Hitler. Zabiegi o opinię polską Niemcom zależało również na propagandowym sukcesie wśród Polaków. Podkreślano więc, że pierwsi o Katyniu dowiedzieli się robotnicy polscy z Organizacji Todta, którzy przybyli w te rejony wraz z jednym z niemieckich oddziałów. Po rozmowie z miejscową ludnością dowiedzieli się, że w lesie Kozie Góry leżą pomordowani oficerowie polscy. Po odkopaniu kilkorga zwłok potwierdzili te doniesienia, następnie postawili na mogile brzozowy krzyż, który pomógł natrafić na groby Niemcom. Donoszono także, że Katyń przed rewolucją w 1917 roku należał do Polaka Aleksandra Lednickiego. Miało to świadczyć o czysto polskim charakterze sprawy. Ponadto niemieckie władze wojskowe pomogły zorganizować pogrzeb gen. Mieczysława Smorawińskiego, na który sprowadzono z Lublina brata zamordowanego. Ułatwiły też wizytę delegacji polskich robotników, która przybyła na miejsce zbrodni 20 maja. Składała się ona z sześciu pracowników zakładów przemysłowych GG. „Goniec Krakowski” podał, że na miejscu zbrodni wyrazili pogardę dla katów bolszewickich i stwierdzili, że wśród polskiego świata pracy nie ma już entuzjastów komunizmu, a ideologia ta nie przetrwa. Następnie w towarzystwie red. Józefa Mackiewicza, który dołączył do nich wcześniej, złożyli skromny wieniec z napisem na szarfie: „Pomordowanym przez bolszewików oficerom Armii Polskiej – Rodacy”. W tym samym numerze „Gońca” mowa jest także o wizycie w lesie katyńskim w końcu kwietnia 1943 roku byłego premiera II Rzeczypospolitej, prof. Leona Kozłowskiego, który sam uciekł z niewoli sowieckiej i słyszał tam o zbrodniach bolszewickich. Niemcy próbowali zrobić z Katynia narodowe sanktuarium. W końcu maja donosili o pielgrzymce do oficerskich mogił Polaków ze Smoleńska, którzy złożyli kwiaty na grobach ofiar. Ostatnia informacja o wizycie na grobach katyńskich pochodzi z lipca i mówi o pobycie tam francuskiego sekretarza stanu Fernanda de Brinona, który określił zbrodnię jako „naukową organizację barbarzyństwa sowieckiego”. Podczas zwiedzania lasu katyńskiego pilnowano, aby uczestnicy wycieczek nie dowiedzieli się, że w grobach została odnaleziona niemiecka amunicja. Wzięła się tam stąd, że była importowana w latach trzydziestych w dużych ilościach z Niemiec do ZSRS, jednak nawet taka informacja zaszkodziłaby niemieckiej propagandzie. Informacja z niemieckiego dziennika propagandowego o odkryciu miejsca zbrodni na polskich oficerach w Związku Sowieckim Dokumenty ofiar Niemcy czynili także starania, aby odtworzyć losy pomordowanych oficerów polskich. Ich drogę do dołów śmierci starano się zrekonstruować na podstawie dokumentów znalezionych przy ofiarach – a więc pamiętników i listów – oraz zeznań świadków. Wśród dokumentów najcenniejsze były notatniki. Wspomniany już jeden z nich, należący do mjr. Solskiego, prowadzony był niemal do ostatnich chwil przed śmiercią. Autor wspominał o złym traktowaniu przez bolszewików jeńców i o odbieraniu oficerom pasów, zegarków i pieniędzy. Przy zwłokach generalnie nie znaleziono zegarków i kosztowności, co – zdaniem Niemców – miało wskazywać pośrednio na Sowietów jako sprawców zbrodni, choć według informacji PCK nie stwierdzono rabunkowego charakteru mordu. W innych odkopanych dziennikach znalazły się informacje z okresu pobytu w obozach: oficerowie pisali o złym traktowaniu przez władze obozowe, licznych chorobach przewodu pokarmowego i zgonach z tego powodu. Wiadomości uzyskane z pamiętników niejednokrotnie były wykorzystywane w celach propagandowych. Informacja o grupie ok. czterdziestu Polek rzekomo przebywających w Kozielsku z dziećmi, uzyskana z notatnika jednego z poruczników zamordowanych w Katyniu, miała wykazać, że bolszewicy więżą i mordują także bezbronne dzieci. Prasa gadzinowa nie omieszkała zacytować kilku listów znalezionych przy zwłokach, w których rodziny pomordowanych wyrażają niepokój o losy swoich bliskich. Przy niektórych ciałach znaleziono też zaświadczenia z innych obozów, np. listę osób przebywających w Bołotnie koło Czernihowa. Stwierdzono więc na tej podstawie, że istniały także inne obozy, a Kozielsk był obozem likwidacyjnym. Próbowano także szukać w grobach dowodów na to, że pochowani tu są również jeńcy ze Starobielska – miały o tym świadczyć znalezione listy adresowane do obozu starobielskiego. Informacja ta nie uzyskała jednak potwierdzenia, więc zaniechano pójścia jej tropem. Wiele wydobytych rzeczy wskazywało tylko na obóz w Kozielsku, oprócz pamiętników i listów odnajdywano także cygarniczki z napisem „Kozielsk” oraz pieczątki władz tego obozu na różnych dokumentach. Podczas analizy wydobytych dokumentów zdarzyło się Niemcom kilka potknięć. Na przykład bez sprawdzenia informacji podali, że w Katyniu znaleźli wielką liczbę zwłok oficerów należących do tradycyjnego pułku „Piłsudski”. Wynikało to zapewne ze złego odczytania odznaki na ramieniu jednej ofiar: inicjały „ oznaczające Szkołę Podchorążych, zostały odczytane jako „ co oznaczać miało przynależność do 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. 3 czerwca 1943 roku, w związku z nadejściem pory letniej, groby zostały zasypane, a zwłoki złożone w nowych mogiłach. 25 września Katyń został zajęty przez Sowietów. Wszystkie opisane wyżej relacje z miejsca zbrodni miały bardzo cenny wymiar informacyjny, wiele z nich zostało potwierdzonych niepodważalnymi dowodami. Należy jednak pamiętać, że o ich doborze stanowiły cele niemieckiej propagandy, która niejednokrotnie naginała niektóre fakty do własnych potrzeb. Mimo to relacje z miejsca mordu były podawane bardzo sprawnie, często szybciej niż w prasie konspiracyjnej, która po raz pierwszy zachowała w tak ważnej sprawie milczenie. Uznała bowiem, że informacje niemieckie dotyczące ekshumacji są wystarczająco obfite i szczegółowe, a ponadto wiarygodne, bo podane z pierwszej ręki, potwierdzone przez komisje złożone z Polaków i przedstawicieli państw neutralnych. Nie był to jedyny powód milczenia, sprawa katyńska mogła bowiem zagrażać sojuszowi państw zachodnich z ZSRS, więc wszelki komentarz musiał być odpowiednio przemyślany. Artykuł pochodzi z numeru 12/2013 miesięcznika „ Śródtytuły dodane przez redakcję

Nikt nie wie, ile jest prawdy w opowieści o Szczurołapie, który oszukany przez mieszczan, zemścił się na nich, wyprowadzając z miasta 130 dzieci. Faktem jest jednak, że historia o nim rozsławiła miasteczko na cały świat, a Hameln zrobiło z legendy magnes na turystów. DZT/Jens Wegener. 25 lipca 2022, 16:45 Alert Polska nie obawia się zatrzymania dostaw gazu z Rosji do Niemiec nawet jeśli wyschnie rewers Gazociągu Moskwa. Fot. MKiŚ – Z kierunku zachodniego w połączeniach, które mamy, w lipcu i sierpniu dociera mniej więcej dniowe zapotrzebowanie. Biorąc pod uwagę, że magazyny gazu mamy pełne, a Baltic Pipe będzie gotowy jesienią, zamknięcie kierunku zachodniego nie wpłynie absolutnie na bezpieczeństwo gazowe Polski – zapewniła minister klimatu i środowiska Anna Moskwa na konferencji prasowej w odpowiedzi na pytanie Gazociąg Jamalski służy między innymi do dostaw rewersowych z rynku niemieckiego. Przepustowość w tym kierunku to 4,5 mld m sześc. rocznie. Polacy wielokrotnie w historii importowali tamtędy gaz z giełdy niemieckiej, który pochodził częściowo z dostaw rosyjskich. Rosjanie objęli właściciela polskiego odcinka Jamału kontrsankcjami po ataku na Ukrainę. Niemcy obawiają się całkowitego zatrzymania dostaw rosyjskich. Wojciech Jakóbik/Michał Perzyński Jakóbik: Polska powinna Niemcom z gazem pomagać i wymagać 28 maja 2021. Uczniowie klasy 5a, 6a oraz 6b w ramach zajęć z historii i kultury Niemiec wzięli udział w konkursie językowo-plastycznym na najciekawszy lapbook o Niemczech. Głównym celem konkursu była popularyzacja wiedzy realioznawczej na temat Niemiec. Zadaniem uczestników było przygotowanie pracy w formie lapbooka – rozkładanej 09/02/2022 09:57 - AKTUALIZACJA 31/05/2022 13:10 Walentynki w Niemczech: Oto, w jaki sposób obchodzi się Dzień Zakochanych w Niemczech. Czerwone róże, czekoladowe słodkości i świnia Symbolem Walentynek w Niemczech są przede wszystkim czerwone róże świadczące o miłości i wiecznej świeżości uczucia oraz czekoladowe lub piernikowe słodycze w kształcie serca. Jeśli czekoladki, koniecznie z marcepanu w polewie z mlecznej czekolady, jeśli z piernika, to w polewach lukrowych z miłosnymi wzorkami. W Niemczech symbolem dobrobytu, ale także pożądania jest… świnia! Dlatego też nie zdziwmy się, że obok serduszek, pojawia się ona np. na kartach walentynkowych. Nie wiesz, jak złożyć życzenia ukochanej osobie z okazji Walentynek? TUTAJ znajdziesz nasze przykłady Uroczysta kolacja Do tradycji walentynkowych w Niemczech należy także uroczysta kolacja z ukochaną osobą w restauracji, dlatego warto wcześniej zarezerwować miejsce w upatrzonej knajpce, ponieważ może okazać się, że w ostatnim momencie nie będziemy mogli znaleźć nigdzie wolnego stolika. Inne tradycje W Niemczech, oprócz obdarowywania się słodkimi prezentami i zjedzenia romantycznej kolacji wierzy się także w różnego rodzaju przepowiednie, sny i wróżby. Podobno nieznajomy, który przyśni się dziewczynie w nocy przed Walentynkami, będzie jej wybrakiem, a mężczyzna, którego dziewczyna ujrzy pierwszego z w Walentynkowy poranek, zostanie jej mężem. Historia Walentynek Walentynki są obchodzone w południowej i zachodniej Europie od średniowiecza. Europa północna i wschodnia dołączyła do walentynkowego grona znacznie później. Pomimo katolickiego patrona tego święta, czasem wiązane jest ono ze zbieżnym terminowo zwyczajem pochodzącym z Cesarstwa Rzymskiego, polegającym głównie na poszukiwaniu wybranki serca, np. przez losowanie jej imienia ze specjalnej urny. Współczesny dzień zakochanych nie ma jednak bezpośredniego związku z jednym konkretnym świętem starożytnego Rzymu, choć jest kojarzony z takimi postaciami z mitologii jak Kupidyn, Eros, Pan czy Juno Februata. Skarbie, Misiu a może Dziubku? Jak mówią do siebie zakochani Niemcy Możliwe, że zwyczaje związane z tym dniem nawiązują do starożytnego święta rzymskiego, zwanego Luperkaliami, obchodzonego 14–15 lutego ku czci Junony, rzymskiej bogini kobiet i małżeństwa, oraz Pana, boga przyrody. Z kolei Brytyjczycy uważają to święto za własne z uwagi na fakt, że rozsławił je na cały świat sir Walter Scott (1771-1832). źródło: Wikipedia, Czytaj wszystkie nasze najnowsze wiadomości w Google News

Niemcy (1990) Opolskie (613) Podkarpackie Plakat na temat Niemiec ? Siemka ;D Robię plakat o Niemczech. Co można narysować ?

Interwencję u ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego zapowiada senator Krzysztof Zaremba. - Problemy w Niemczech zawsze zaczynają się od drobnych zdarzeń - uzasadnia szczeciński Minister na pewno zna problem, chcę jednak się dowiedzieć jak zamierza reagować - mówi senator Krzysztof o antypolskie plakaty o treści: Stop polskiej inwazji, które pojawiły się 1 września w przygranicznym landzie Meklemburgia Pomorze Przednie. Jest to akcja nacjonalistycznej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec, która w ten sposób prowadzi kampanię przed zbliżającymi się wyborami do koniec ubiegłego tygodnia sąd w Greifswaldzie orzekł, że decyzja władz powiatu Uecker-Randow o zdjęciu plakatów, naruszyła wolność słowa i kazał oddać zarekwirowane materiały. Plakaty wróciły już na ulice Loecknitz, w którym ponad pół tysiąca mieszkańców - to Polacy. Podobne plakaty już w maju pojawiły się w Goerlitz, ale tam zostały zdjęte przez szefa polsko-niemieckiego stowarzyszenia Problemy w Niemczech zawsze zaczynały się od drobnych wydarzeń. Dlatego musimy już teraz reagować - twierdzi senator Krzysztof Zaremba, były polityk Platformy Obywatelskiej, obecnie chce także jasnego stanowiska Polski w sprawie decyzji rządu landu Bawarii. Uznał on, że każdy, kto przed 12 sierpnia 1990 roku urodził się po drugiej stronie Odry i Nysy w granicach Rzeszy Niemieckiej z 31 grudnia 1937 roku, będzie traktowany w przepisach meldunkowych jako osoba urodzona w To jest zakwestionowanie ustaleń Traktatu Poczdamskiego, który ostatecznie zamykał II wojnę światową i regulował powojenny porządek - twierdzi Krzysztof zapowiada, że będzie domagał się od ministra spraw zagranicznych, by ten zwrócił się do swojego odpowiednika w Niemczech o oficjalne stanowisko rządu w Chcę poznać także, jakie działania zamierza podjąć rząd polski w tej sprawie i czy w ogóle widzi powód do zajęcia się problemem - dodaje senator Zaremba. - Władze lokalne i federalne Niemiec mają całe spektrum narzędzi, by przeciwdziałać takim praktykom jak wieszanie antypolskich plakatów, czy decyzji podejmowanych przed rządy landów w sprawie ma 30 dni na udzielenie odpowiedzi.
Aby zjeść go po kryjomu, pokroił mięso na małe kawałki, wymieszał z warzywami i ukrył w cieście makaronowym. Dziś pierożkami „Maultaschen” delektują się ludzie w całych Niemczech i w wielu innych krajach na świecie. Ciekawostka: „Maultaschen” trafiły nawet w kosmos. Kiedy w 2018 roku niemiecki astronauta Alexander Gerst "Polska pamięta o Zagładzie. Warszawa pamięta o Holokauście" - podkreśliła w piątek przed Murem–Pomnikiem Umschlagplatz przy ul. Stawki dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego (ŻIH) im. Emanuela Ringelbluma Monika uwagę, że 11. Marsz Pamięci poświęcony jest "pamięci przesiedleńców, uchodźców - tych Żydów, których zmuszono do opuszczenia rodzinnych miejscowości i przymusowego osiedlenia się w dzielnicy zamkniętej". "To oni byli najsłabsi, stracili dorobek pokoleń. W getcie musieli mieszkać w zbiorowych punktach dla uchodźców. Pierwsi padli ofiara głodu i chorób" - powiedziała. "W pierwszej kolejności zostali też zagnani na plac przeładunkowy, tzw. Umschlagplatz i przymusowo, w nieludzkich warunkach wywiezieni do obozu śmierci w Treblince" - wyjaśniła. "Dziękujemy, że zechcieli państwo spędzić z nami ten czas i wspomnieć zamordowany naród żydowski, naszych współobywateli i Żydów deportowanych do getta warszawskiego przez niemieckich okupantów z innych krajów" - powiedziała dyrektorka ŻIH. Przypomniała, że w "niemieckiej akcji likwidacyjnej Warszawa straciła jedną trzecią swoich mieszkańców". "Ocenia się, że blisko 300 tys. Żydów mieszkających w warszawskim getcie zostało zamordowanych w obozach śmierci, zwłaszcza w Treblince, przez niemieckich nazistów w latach 1942-1943" - mówiła. "W dużej mierze nie wiemy, jak się nazywali, dlatego niesiemy wstążki pamięci z wypisanymi - symbolicznie przywracając ich pamięci żywych" - wyjaśniła. "Myślmy o nich i módlmy się, medytujmy, wspominajmy" - zaapelowała Monika Krawczyk. "Jak co roku, o tej porze, jestem w tym miejscu. Chcę w ten sposób uczcić pamięć tych, co zginęli poprzez wywiezienie do obozu śmierci w Treblince" - powiedziała ocalona z Zagłady, członkini Stowarzyszenia "Dzieci Holokaustu" Aleksandra Kaniuka. Opisała losy swojej i swojej rodziny od wybuchu II wojny światowej po powrót do Warszawy w 1949 r. "Jak teraz słyszę słowo wojna to wracają wspomnienia. Bardzo przykre dla dzieci i dorosłych. Dla mnie to koniec istnienia" - wyjaśniła. "Nie jestem w stanie wymazać tego słowa z pamięci, a minęło tyle lat. Oby nikt z nas nie otarł się o to słowo" - powiedziała. Przed wyruszeniem marszu przed Murem–Pomnikiem Umschlagplatz modlitwę odmówił naczelny Rabin Polski Michael Schudrich. Uczestnicy 11. Marszu Pamięci przeszli trasą od Muru-Pomnika Umschlagplatz, ulicą Stawki i ulicą Andersa, wzdłuż ogrodzenia Ogrodu Krasińskich, na miejsce, gdzie eksponowana jest plenerowa wystawa "Przesiedleni. Czternaście historii z warszawskiego getta". Na zakończenie Marszu Pamięci odbyła się premiera muzycznej instalacji Michała Pepola "Stoimy pod murami getta z opuszczonymi ramionami" i minirecital Sławy Przybylskiej. Honorowym Patronatem obchody 80. rocznicy Holokaustu Żydów w niemieckiej akcji "Reinhardt" objął prezydent RP Andrzej Duda. 11. Marsz Pamięci został też objęty honorowym patronatem przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. 22 lipca 1942 r. na ulicach getta warszawskiego zawieszono plakaty z obwieszczeniem informującym o decyzji władz niemieckich, dotyczącej przesiedlenia na Wschód wszystkich Żydów zamieszkałych w Warszawie z wyjątkiem pracowników Rady Żydowskiej, funkcjonariuszy Żydowskiej Służby Porządkowej i personelu szpitali. Każdy z deportowanych mógł zabrać z sobą do 15 kg bagażu i zapas żywności na trzy dni. Zatrzymanych zgromadzono na tzw. Umschlagplatz - bocznicy kolejowej przedwojennych składów Miejskich Zakładów Zaopatrywania Warszawy przy ul. Stawki 4, blisko Dworca Gdańskiego. Nadzorowali ich uzbrojeni w broń maszynową Niemcy z oddziałów SS oraz funkcjonariusze Schutzpolizei. Tego dnia 6205 Żydów z Warszawy trafiło do miejsc zagłady. Według dokumentów Generaldirektion der Ostbahn (niemieckich kolei na wschodzie) pociągi towarowe z deportowanymi kursowały z Warszawy przez Tłuszcz i Małkinię - do Treblinki. Żydów z getta wywożono krytymi, dwuosiowymi wagonami towarowymi, które zwykle służyły do przewozu bydła (tzw. wagony bydlęce). W każdym na powierzchni nieprzekraczającej 30 m kw. stłoczono po 100 osób. We wnętrzu brakowało powietrza, okienka były zakratowane. Podróż w nieludzkich warunkach trwała ok. 4 godzin. Nie wszystkim było dane ją przeżyć. Dzień po rozpoczęciu wielkiej akcji deportacyjnej przewodniczący Rady Żydowskiej Adam Czerniaków popełnił samobójstwo. "Żądają ode mnie, bym własnymi rękami zabijał dzieci mego narodu. Nie pozostaje mi nic innego, jak umrzeć" - pisał w liście pożegnalnym. W kolejnych dniach Niemcy wysiedlali z getta w Warszawie do blisko 10 tys. osób dziennie. Pod koniec lipca na ulicach getta pojawiły się niemieckie plakaty zachęcające Żydów do dobrowolnego stawienia się na Umschlagplatz. W zamian oferowano trzy kilogramy chleba i kilogram marmolady. 5 sierpnia 1942 r. na Umschlagplatz trafili wraz z grupą dzieci z Domu Sierot Janusz Korczak (wł. Henryk Goldszmit) oraz jego współpracowniczka Stefania Wilczyńska. Pedagog i wychowawca nie opuścił swoich podopiecznych i zginął w obozie zagłady w Treblince. Pod koniec sierpnia wywożono także Żydów z gett z okolic Warszawy, Mińska Mazowieckiego, Otwocka i Falenicy. Niemcy zmniejszyli obszar dzielnicy żydowskiej, tworząc tzw. małe getto. 24 września 1942 r. gestapowiec Karl Brandt powiadomił Radę Żydowską o zakończeniu akcji wysiedleńczej w getcie warszawskim. Masowe deportacje zakończyły się trzy dni wcześniej. "W przeprowadzeniu wywózek latem 1942 ważną i negatywną rolę odegrała Żydowska Służba Porządkowa pod operacyjnym dowództwem Jakuba Lejkina, która jako bezpośredni wykonawca niemieckich poleceń stała się obiektem powszechnej nienawiści w getcie. Ostatecznie większość żydowskich policjantów podzieliła los pozostałych mieszkańców getta" - czytamy na stronie Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. W trakcie największej deportacji (niem. Grossaktion) z getta w Warszawie do obozu zagłady w Treblince wywieziono co najmniej 254 tys. Żydów. Ok. 10 tys. zostało rozstrzelanych lub zmarło. Ponad 11 tys. trafiło do niemieckich obozów pracy, w Poniatowej (SS-Arbeitslager Poniatowa) i Trawnikach. Od września 1942 r. na terenie getta w Warszawie przebywało legalnie ok. 35 tys. osób, głównie zatrudnionych w tzw. szopach. Liczbę ukrywających się na terenie getta po lipcowej akcji deportacyjnej szacuje się na 25 tys. osób, a poza jego granicami - na 8-10 tys. osób. Historycy szacują, że w trakcie operacji "Reinhardt" Niemcy zamordowali ok. 1,7 mln Żydów z terenu Generalnego Gubernatorstwa. W 1988 r. przy ul. Stawki odsłonięto Mur–Pomnik Umschlagplatz, symbol miejsca, z którego niemieccy okupanci wysłali na śmierć warszawskich Żydów.(PAP) autor: Grzegorz Janikowski gn/ .
  • mv8whcs5tw.pages.dev/141
  • mv8whcs5tw.pages.dev/28
  • mv8whcs5tw.pages.dev/109
  • mv8whcs5tw.pages.dev/237
  • mv8whcs5tw.pages.dev/381
  • mv8whcs5tw.pages.dev/324
  • mv8whcs5tw.pages.dev/79
  • mv8whcs5tw.pages.dev/76
  • mv8whcs5tw.pages.dev/51
  • niemcy plakat o niemczech